UWAGA!!!


wtorek, 18 lutego 2014

Epizod 1. Ból

Kate wybiegła z domu zalana łzami, które trochę zakłócały jej widoczność.
- Nic cię nie obchodzę, daj mi już spokój!
- Kotku. Niemów tak -pani Smith mówiła jak zwykle swoim miękkim głosem- wejdźmy z powrotem do środka i porozmawiajmy.
- Przestań pieprzyć!  - krzyknęła szesnastolatka.
- Oh! Kate!- usłyszała jeszcze jakby przez mgłę.
Zaczęła biec.
W oddali ciągle słyszała nawoływania mamy, ale zignorowała je.
Miała ochotę uciec jak najdalej, zapomnieć o świecie. Po postu stąd zniknąć... na zawsze.
Znalazła się na jakiejś pustej ulicy, na której nigdy nie była. Ruszyła znów przed siebie.
Upadła potykając się o jakiś przedmiot. Poczuła mocne szczypanie. Spojrzała na swoje kolano.
Sączyło się z niego mnóstwo krwi, która spływała po nodze prosto na jej blado różowe baleriny.
Kate usiadła pod ścianą budynku i zaczęła jeszcze żałośniej płakać. Miała wrażenie, że świat obrócił się przeciwko niej, nagle wszystko runęło.Na myśl o tym wszystkim co ostatnio przeszła jeszcze bardziej się zdenerwowała, a piekące kolano zaczęło jej coraz bardziej przeszkadzać. Nie zwarzajac na fakt, że ma brudne od piachu ręce zaczęła pocierać ranę. W sumie nie wiedziała, czemu to robi. Po prostu to robiła. Wtedy pomyślała, że w ten sposób może nabawić się okropnego zakażenia. "Ale kogo to obchodzi? Przecież nikt się nie przejmie jeśli mi się coś stanie." Rozejrzała się dokoła i odszukała przedmiot o który się potknęła. Była to szklana butelka. Kate rozpoznała na niej logo piwa. Złapała butelkę i bez zastanowienia walnęła nią mocno o chodnik na którym siedziała. Okruchy szkła wbiły jej się w nogę i przedramię. Krzyknęła. Zacisnęła zęby i spojrzała na szyjkę butelki, która została jej w ręce. Znowu krzyknęła, ale nie był to krzyk bólu jak poprzednio. Teraz krzyczała ze wściekłości. Krzyknęła kolejny raz wbijając sobie ostre szkło w prawe udo. Kiedy wyjmowała ciało obce z nogi miała znów zaciśnięte zęby. Nie chciała więcej krzyczeć, bo bała się, że ktoś ja usłyszy, czego bardzo nie chciała. Wyobraziła sobie szpital i policję... Złapała się oblepionymi krwią dłońmi za głowę brudząc sobie nią jasne blond włosy i twarz. Po jej zakrwawionych policzkach spłynęły znowu łzy wielkości grochu. Spadały szybko na jej zmasakrowane ramię, które piekło ją jak reszta ciała.
Wstała z jękiem przy pomocy ściany budynku i podpierając się o nią ruszyła dalej przed siebie. Gdy dotarła do wejścia na klatkę schodową zauważyła, że drzwi do niej są otwarte, a ponieważ zaczął wiać silny wiatr uznała, że lepiej sobie tam usiądzie i przenocuje, a rano pomyśli co dalej. Nie wyobrażała sobie powrotu do domu. Weszła do klatki. Pachniało tam wilgocią i zgnilizną. Drzwi były nieszczelne, a w rogu szyba była stłuczona, więc drzwi przepuszczały wszystkie dźwięki z zewnątrz. Kate usiadła na pierwszym schodku opierając się o ścianę. Kiedy poczuła coś miękkiego pod ramieniem przestraszona krzyknęła i odsunęła się od ściany.
W świetle księżyca dostrzegła, że prawie cała ściana jest obrośnięta mchem. Z obrzydzenia zadrżała. W tym momencie usłyszała kroki na dworze. Przestraszona, na chwiejnych nogach podeszła do drzwi i wyjrzała przez szybę. Środkiem ulicy szła postać w kwiecistej długiej spódnicy, białej koszuli, kozakach i ze spiętymi wysoko jasnymi włosami. Wyglądała zupełnie jak... jej mama. Przestraszona upadła na ziemię. Nie chciała, żeby matka ją znalazła. Nie teraz. Nigdy.
Zdecydowała się na ucieczkę schodami. Ruszyła przed siebie. Była strasznie osłabiona, gdyż straciła masę krwi.
Gdy dobiegła na piąte piętro nie miała sił biec dalej. Dostrzegła otwarte okno, które wyglądało, jakby tylko na nią czekało i bez namysłu przerzuciła nogi przez jego ramę. Ze zgrozą spojrzała w dół i zamarła. Była wyżej niż się spodziewała. Już chciała się cofnąć, kiedy ktoś złapał ja za ramię i zaczęła ją ciągnąć do środka.
-Nie!!!- krzyknęła odpychając postać od siebie.
Wypadła przez okno. Wydawało jej się, że spada wieczność. Potem poczuła ból w całym ciele, który odebrał jej siłę, żeby chociaż krzyknąć. Ostatkami sił podniosła na moment powieki. Zobaczyła zbliżającą się do niej kobietę. Na jej nadgarstku dostrzela świecącą się czerwoną bransoletkę, zupełnie jej obcą.